A. Jeszka

ALEKSANDRA JESZKA

Mosiężny czajnik
i cztery gliniane kubki
 
Wstawię do Twego świata
bukiet margaretek,
w starym glinianym wazonie...
...jeśli pozwolisz, naturalnie....

A w drugim chabry i polne maki
w towarzystwie lawendy i gryki
....niech pachną...

Pod bramą Twojego świata posadzę niewinną maciejkę
i kilka dorodnych słoneczników,
...jeśli pozwolisz, oczywiście...

Grubymi drwami, rozpalę ogień w kominku...
Potem położę przy nim gruby, puszysty koc,
na którym, wtulając się w siebie
będziemy robić to, co umiemy najlepiej -
...marzyć będziemy... 

I wniosę do świata Twego
mosiężny czajnik i  cztery,
gliniane kubki, wiesz, dwa kawowe
i dwa herbaciane.
...niech będzie wspólnie...

I jeszcze wniosę kilka świeczek
by przytulniej było i milej
i książek parę, bym mogła Ci czytać do snu...
...jeśli się zgodzisz, oczywiście...

I dodatkowy ręcznik
i ciepłe papucie...
a potem szczoteczkę do zębów
i płaszcz zimowy
i.... ciszę Ci wniosę
i zgodę
i zrozumienie
i poczucie bezpieczeństwa...
i...
klucz mi dorobisz do bramy swojego świata...



***


MOJA BIEBRZA
(dumka)


...Gdybyś wsłuchał się w tę muzykę...
muzykę Biebrzy, muzykę tych lasów, tych mokradeł, tych torfowisk nieprzeniknionych... Ta muzyka jest poranna, istnieje w środku dnia i wieczorem. I noc Biebrza ma swoją. I mgliste poranki są inne od wszystkich. Mgła tutaj jest miłością. Ona przysłania całe zło świata, czyniąc istnienie lepszym. Wypływa jakby z niebios. A Ty, nic nie znaczący człeczyna, nagle wyrastasz ponad całe otoczenie.
Stajesz się królem życia, swobody. Królem niczym nie ograniczonej wolności... Czarny las w oddali blednie, burozielone pola miękną w dotyku. I ten bezruch ciszy... Głuchej ciszy, upragnionej, wymarzonej, najcichszej ciszy... Dosięga Cię kres nieskończoności, czas ukrywa się, aby być z Tobą. Dzieła człowiecze milkną i odchodzą w niepojętą dal. A kiedy ciężkie konie zaczynają biegać po zagrodzie, wtedy ziemia kołysze się, jak guma, czujesz jak Twoje nogi podrygują, niby na ruchomej podłodze. I pory roku Biebrza ma inne: ma swoją wiosnę, lato, jesień. I zimę. Szczególnie piękna Biebrza jest zimą. Wtedy pola, łąki, słodko śpią pod grubą, białą pierzyną, a wokół tylko hula wiatr. To nie ten wiatr z kolorowej jesieni albo wiatr kwitnących sadów i łąk.
Nie dane mi było ujrzeć ją zimą ale widzę, widzę ją każdego dnia, widzę oczyma duszy. Widziałam ją na własne oczy tylko latem i jesienią, ale mam tysiące zdjęć z innych pór roku. I wyobraźnię mam wielką...
I czuję się tak jakbym tam była o każdej porze.
Próbowałam wyobrazić sobie Biebrzę bez dźwięku, ale się nie da.
Dźwięk nad Biebrzą jest wszechogarniający.
Ona ma swoja pieśń, wyjątkową, ckliwą, cudną, pełną życia,
życia, tak różnorodnego, tak ruchliwego, zawierającego wszystko,
jakby wszechświat cały i ten materialny i ten nie widziany gołym okiem, nienamacalny, tajemniczy....
Wiosna nad Biebrzą to niezliczone tysiące ptaków powracających z zimowisk, to plusk rzeki meandrującej niczym wijąca się wstęga w rękach genialnej gimnastyczki. Biebrza wiosną, to sięgające horyzontu rozlewiska, to zalane drogi, to setki siwych czapli przelatujących nad głowami w cudownych,
budzących uznanie kluczach. Biebrza wiosną to dzikość,
to wolność, to natura w najczystszej i najdoskonalszej postaci.
Tak bardzo chciałbym to poczuć raz jeszcze, właśnie o tej porze roku, poczuć całą sobą. Na jakiejś tratwie, łódce, kajaku, obojętnie na czym. Na dziko, zupełnie na dziko, tak po mojemu....
Jeszcze raz usiąść w tej niczym niezmąconej ciszy i pół nocy gapić się w niebo. Boże, te wieczory pod niebem tak bardzo czarnym, że o większą głębię trudno, wygwieżdżonym tak jak nigdzie indziej, bez żadnej, jednej choćby chmurki, bez łuny miejskich świateł... Głusza i cisza, taka cisza, że aż dzwoniło w uszach. Tylko rechot żab i do 23.00 bzyczenie komarów, nic więcej, nic... Jeszcze raz obejrzeć  te mgły, wtulić się w siebie na wysokiej wierzy, na brzegu i milczeć i chłonąć i upajać się dziczą... Chciałabym byś wstał ze mną na wschód słońca o 4.30 i poszedł przez dłuuuugą wieś,
brukowaną drogą, na której stoją w rzędzie drewniane słupy telefoniczne a na każdym słupie - bocianie gniazdo, jeszcze pełne młodych gniewnych. W połowie drogi,
zaklekotał jeden bociek a zaraz po nim jak na komendę wszystkie pozostałe, dziewięć gniazd, po cztery średnio bociany i ten klekot...
ciarki przechodziły, to było coś niesamowitego... Za wsią w szczerym polu, nad samą rzeką stała wysoka, spruchniała
ambona. Właziłam na samą górą i ze łzami szczęścia w oczach oglądałam cuda, cuda, które tak niewiele osób w życiu zobaczy.
Widziałam setki wschodów słońca, kocham wschody, ale takich wschodów jak tam,, nie ma nigdzie na świecie, nigdzie!!!
W granicach 5.00 wstawały mgły, całe kłęby delikatnych, śnieżnobiałych mgieł miało się wrażenie, że opętają swoją nieprzeniknioną tajemnicą cały świat, że otulą sobą każdy listek, źdźbło każde... Ale nie, one podnosiły się nad rzeką i powolutku przesuwały w stronę bagnisk i wędrowały, powoli, majestatycznie, po królewsku wręcz w stronę lasu. To widowisko trwało mniej więcej godzinę i zapierało dech w piersiach.
Drżały mi ręce i nogi i łomotało serce.
Nie da się tego opisać słowami, nie ma takich słów...
Biebrza to cud. Czym tak na prawdę jest ta rzeka,
gdzie tkwi jej piękno i skąd bierze się jej magia
nie sposób dowiedzieć się na odległość. Tego trzeba doświadczyć. Ale aby to zrozumieć, należy choć raz stanąć nad jej brzegiem
i wsłuchać się w nią. Należy wsłuchać się bezgranicznie.
Znalazłam to miejsce i przystanęłam.... I tak tkwię w dziwnym bezruchu po dzień dzisiejszy i pozbierać się nie mogę.
I jestem bogatsza w czas, ciszę, przestrzeń i wolność.
bo widziałam Biebrzę zaledwie dwa razy, to jednak mogłabym o niej opowiadać bajki. Nie jestem obieżyświatem ale w kilku miejscach na ziemi byłam. Odwiedziłam Hiszpanię, Włochy, Karaiby, Chorwację, wdepnęłam do Francji, Niemiec i Austrii. Pomieszkałam w Londynie... Nigdzie nie jest tak pięknie. Nigdzie...
Żałuję, że dopiero teraz tam pojechałam, bardzo żałuję... Choć, lepiej późno niż wcale. Teraz tęsknię, bardzo tęsknię... I zawsze już będę tęsknić, tęsknić za Nią i moim sercem, które tam zostało.



 ***


Fraszka na mistrza i ucznia

czerwiec 2012

Razu pewnego
zdarzyło się coś dziwnego...
Uczeń Mentora uczył
by ten, sierota nie kluczył.
I cały wieczór, pracując w pocie
objaśniał mu wszystko w locie.
Mentor był grzeczny, nie podskakiwał
nie kręcił głową i przytakiwał,
słuchał uważnie każdej nauki
i pojął wszystko, bo nie był głupi.
A morał z tego jest właśnie taki
- nie każdy mentor ma w głowie ptaki !

1 komentarz:

  1. Ale bym się zagrzebał gdzieś nad tą Biebrzą. I tak sobie powierszował przy kominku...
    Tylko by trzeba z beczkę fenistilu ze sobą zabrać, coby komarom się kolacji odechciało.

    OdpowiedzUsuń